Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Nie tylko Boniek. Ludzie z Bydgoszczy trzęsą polską piłką

Dodano: 25.02.2019 | 09:51

Błażej Bembnista | b.bembnista@metropoliabydgoska.pl

Na zdjęciu: Prezes i właściciel Legii Warszawa Dariusz Mioduski urodził się i wychował w Bydgoszczy.

Fot. Jacek Prondzynski/Legia.com

Myślisz Bydgoszcz i piłka – mówisz Zawisza i Boniek. Jednak związki miasta nad Brdą i Wisłą z futbolem są o wiele silniejsze, niż pozornie może się wydawać. Jak się okazuje, bydgoszczanie mają wpływ na największe polskie kluby piłkarskie. Ale o pochodzeniu Dariusza Mioduskiego czy Janusza Filipiaka niestety mało kto wie – głównie ze względu na to, że opuścili oni miasto na wczesnym etapie drogi życiowej, a dziś nie mają z nim większych związków.

Zacznijmy od byłych piłkarzy. „Zibi”, który swoje umiejętności szlifował między blokami Osiedla Leśnego i na stadionie Zawiszy, to nie jedyny gracz z Bydgoszczy, który po zakończeniu kariery zamienił dres na garnitur. Jego ważnym współpracownikiem jest Stefan Majewski – wychowanek Gwiazdy Bydgoszcz, 40-krotny reprezentant Polski. „Doktor” po zakończeniu kariery zawodniczej był trenerem (prowadził m.in. reprezentacje Polski), a obecnie jest dyrektorem sportowym PZPN i przewodniczącym komisji technicznej związku.

Poza Majewskim i Eugeniuszem Nowakiem (szefem kujawsko-pomorskiej piłki i wiceprezesem PZPN), ważną pozycję w otoczeniu Bońka ma też Piotr Burlikowski. Urodzony w Bydgoszczy piłkarz nie zrobił takiej kariery, jak „Zibi” czy Majewski, ale sprawdził się w roli dyrektora sportowego kilku klubów Ekstraklasy (m.in. Korony Kielce czy Zagłębia Lubin). Od 2017 roku Burlikowski pełni funkcję doradcy prezesa do spraw sportu – de facto jest prawą ręką Bońka. Wymieniając bydgoszczan w związku nie należy też zapominać o Dariuszu Pasiece – niegdyś jednym z liderów Zawiszy, a obecnie dyrektorze szkoły trenerów PZPN.

Jednak nie tylko byli zawodnicy z Bydgoszczy mają wpływ na polski futbol. Wielką rolę odgrywają też biznesmeni, którzy pokochali piłkę. Talentu do zarządzania wielkimi pieniędzmi nie brakuje Dariuszowi Mioduskiemu. Obecny prezes i właściciel Legii Warszawa urodził się w grodzie nad Brdą i spędził w nim pierwsze lata swojego życia. Już wtedy interesował się sportem – chodził na mecze zarówno piłkarskiego Zawiszy, jak i żużlowej Polonii.

Kibicowanie miało drugie dno – nie łobuzerskie, lecz polityczne. Pamiętam jak po jednym z meczów wiosną 1981 r., tuż po pobiciu Jana Rulewskiego, przeszliśmy pochodem przez całe miasto pod siedzibę bydgoskiej Solidarności. Zrodził się emocjonalny wieczór nad Brdą, milicja robiła swoje, my walczyliśmy o swoje. Miałem 17 lat, byłem idealistą z antykomunistycznej rodziny – wspominał Mioduski w wywiadzie z „Pulsem Biznesu”.

Nie tylko Boniek. Ludzie z Bydgoszczy trzęsą polską piłką

Zobacz również:

Wszystko jasne. Wiemy, kto zagra na mundialu w Bydgoszczy

W tej samej rozmowie mówił też o kibicowaniu Polonii. – Mieszkałem nieopodal jej stadionu. Byłem dumny z tego, że mogę braciom Ziarnik, ówczesnym mistrzom Polski, uścisnąć rękę, wyczyścić motor, dostać w nagrodę gogle. To wyznaczało pozycję wśród kolegów, o dziewczynach nie wspomnę – mówił prezes Legii.

Mioduski opuścił Bydgoszcz w 1981 roku – wraz z rodziną udał się do USA. Swoją karierę za oceanem zaczął w McDonaldzie, a skończył… na Harvardzie. Jako absolwent renomowanej uczelni w 1991 roku wrócił do Polski. Przez lata pracował w kancelariach prawniczych, specjalizując się w zagadnieniach dotyczących energetyki. W 2007 roku został dyrektorem Kulczyk Investments – koncernu należącego do Jana Kulczyka (nomen omen także wywodzącego się z Bydgoszczy). Wcześniej miał też propozycję objęcia teki ministra skarbu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza.

Piłkarska przygoda Mioduskiego rozpoczęłą się w 2014 roku, kiedy to wespół z Bogusławem Leśnodorskim odkupił od koncernu ITI akcje Legii. We wrześniu tego samego roku do duetu dołączył biznesmen Maciej Wandzel, przejmując 20% udziałów klubu od Mioduskiego. Wspominamy o nim nieprzypadkowo, gdyż do ósmego roku życia on także mieszkał w Bydgoszczy. – Chodziłem na żużel na Polonię i czasem na Zawiszę. Co ciekawe, mój ojciec pracował w jednym z bydgoskich zakładów pokój w pokój z ojcem Zbyszka Bońka. Dobrze pamiętam mistrzostwa świata z 1974 roku – miałem wtedy pięć lat, a my – jako jedyni w kamienicy – mieliśmy czarno-biały telewizor. Wtedy zostałem zdeterminowanym kibicem piłki nożnej – mówił w wywiadzie dla legia.sport.pl.

Mieszkałem nieopodal stadionu Polonii. Byłem dumny z tego, że mogę braciom Ziarnik, ówczesnym mistrzom Polski, uścisnąć rękę, wyczyścić motor, dostać w nagrodę gogle

– Dariusz Mioduski, prezes Legii Warszawa

Wandzel stworzył fundusz inwestycyjny, który finansował przedsięwzięcia z zakresu służby zdrowia i sektora deweloperskiego. Pierwsze kroki w piłce stawiał w Lechu Poznań, do którego trafił ze względu na dobre relacje z właścicielem klubu Jackiem Rutkowskim. Będąc członkiem rady nadzorczej „Kolejorza”, Wandzel negocjował z miastem kwestie umowy na zarządzanie stadionem. Później trafił do rady nadzorczej Ekstraklasy S.A. – wtedy „poróżnił się” z Rutkowskim i opuścił władze Lecha.

Legia odnosiła sukcesy na krajowym podwórku i awansowała do Ligi Mistrzów – ale wtedy, ku zaskoczeniu wielu, pomiędzy właścicielami wybuchł konflikt. Jego przyczyną były różnice co do wizji prowadzenia klubu, ale też – jak twierdzili niektórzy – chęć zwiększenia wpływów przez Wandzla. Wiosną 2017 roku Mioduski wykupił dotychczasowych wspólników i objął samodzielne rządy w Legii. Triumwirat rozpadł się: Wandzel wraz z Leśnodorskim opuścili klub i rozpoczęli nowe działania – zainwestowali m.in. w drużynę e-sportową AGO czy grupę Abstra, odpowiedzialną za produkcje na kilku popularnych polskich kanałach na YouTube. Wciąż jednak odgrywają ważne role w polskiej piłce – ostatnio Leśnodorski aktywnie włączył się w pomoc upadającej Wiśle Kraków. Teraz spekuluje się, że to on będzie poważnym kandydatem do objęcia sterów w PZPN po Zbigniewie Bońku. A Wandzel, obecnie będący na „ławce rezerwowych”, może towarzyszyć swojemu wspólnikowi w tym boju.

Chodziłem na żużel na Polonię i czasem na Zawiszę. Co ciekawe, mój ojciec pracował w jednym z bydgoskich zakładów pokój w pokój z ojcem Zbyszka Bońka.

– Maciej Wandzel, były współwłaściciel Legii Warszawa

Sukcesy w biznesie zachęciły do zainwestowania w klub piłkarski też innego bydgoszczanina – Janusza Filipiaka. Szef firmy informatycznej Comarch – jednego z polskich gigantów tej branży – przejął Cracovię w 2004 roku. Przez 15 lat klub nie odniósł spektakularnych sukcesów – najlepszym wynikiem było dwukrotne zajęcie czwartego miejsca w ligowej tabeli. Ale biznesmen nie ustaje w staraniach o to, by „Pasy” wyszły z cienia lokalnego rywala – czyli Wisły. Krokiem ku temu jest przekazanie większej władzy Michałowi Probierzowi. Trener drużyny niedawno został wiceprezesem klubu do spraw sportowych.

Wracając do korzeni Filipiaka – biznesmen urodził się w 1952 roku, w kamienicy przy ulicy Śniadeckich 25. Jego rodzice, którzy przybyli do Bydgoszczy z okolic Torunia i Włocławka, spoczywają na cmentarzu przy Wiślanej. Sam szef Comarchu wspominał, że w latach młodości także przychodził na Sportową, by zobaczyć popisy żużlowców.

Kibicowaliśmy bydgoskim żużlowcom. Wtedy na stadionie Polonii obowiązywała zasada, że dorosły mężczyzna może wprowadzić na mecz za darmo swoje dziecko. Musiałem więc znaleźć przed stadionem „zastępczego tatę”, który weźmie mnie za rękę i zagra tak tę rolę, że ochrona się nie zorientuje – stwierdził w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Po ukończeniu IV LO Filipiak przeniósł się do Krakowa, by studiować na Akademii Górniczo-Hutniczej. I został w tym mieście praktycznie na stałe – choć jego drugim domem jest Szwajcaria, a trzecim, jak sam przyznaje, samolot. Bydgoszcz odwiedza raz w roku – na Wszystkich Świętych.

Mieszkam wtedy w hotelu Pod Orłem, blisko mojej ulicy Śniadeckich, i naprawdę odpoczywam. Dochodzę do wniosku, że z całego życia, które tak pędzi, najbardziej wyraziście zapisały się w pamięci obrazy z dzieciństwa. Widok na skrzyżowanie ulic Gdańskiej i Dworcowej to świetne tło do tego typu rozważań, dużo lepsze niż chmury za oknem samolotu – mówił w wywiadzie dla „Wyborczej”. O powrocie do Bydgoszczy – tak jak Mioduski czy Wandzel – raczej nie myśli. Ale warto pamiętać o tym, że to z miasta nad Brdą wywodzi się kilka postaci, które przez lata będą jeszcze rozstawiać pionki po piłkarskiej szachownicy. Może ich plany inwestycyjne i piłkarskie kiedyś obejmą Bydgoszcz – czego warto nam życzyć.