Żużel na rowerach. Bydgoszczanie uwielbiali speedrower
Dodano: 20.07.2018 | 15:44Na zdjęciu: Zdjęcie z meczu Polonia Przylesie - Elektromontaż Pomorski S.A., rozgrywanego w 1996 roku na podwórku bloku przy ul. Łochowskiego 3.
Fot. Archiwum Roberta Bedry
Była połowa lat 90. Czterech śmiałków ustawiło swoje jednoślady na linii i oczekiwało na start. Do pokonania mieli kilkudziesięciometrowe okrążenia, a dopingowali ich kibice zgromadzeni na czteropiętrowych trybunach. Tak zaczynał się mecz bydgoskiej ligi speedrowera.
Te czteropiętrowe trybuny to blok przy ulicy Łochowskiego, którego mieszkańcy wychodzili na balkon, aby przyglądać się zmaganiom. W 1996 roku to tam funkcjonowała jedna z drużyn występujących w lidze speedrowerowej. W samym Fordonie w końcówce minionego stulecia działało łącznie pięć zespołów, a w Bydgoszczy – ponad dwadzieścia.
– Najpierw rywalizowano z podziałem na dzielnice, potem były dwie klasy rozgrywkowe, a w niższej z nich przez moment prowadzono nawet dwie grupy – wspomina Maciej Laskowski, wiceprezes Polskiej Federacji Klubów Speedrowerowych, a kilkanaście lat temu sędzia w bydgoskich rozgrywkach. – Nasza liga miejska rzeczywiście rozwinęła się najbardziej, bo nigdzie indziej nie odbywało się to na taką skalę – dodaje.
Speedrower przywędrował do Polski z Wielkiej Brytanii, gdzie powstał krótko po II wojnie światowej. Najpierw Anglicy ścigali się w zniszczonych miastach wokół lejów po bombach, aby po kilku latach utworzyć krajowy związek i opatrzone regulaminem rozgrywki. Niemal pół wieku później, w 1994 roku, wysłali listy do związków motorowych z krajów nieistniejącego już bloku wschodniego.
Odpowiedź nadeszła tylko z Polski. W Lesznie i Rawiczu powstały pierwsze kluby, a już rok później zawodnicy znad Wisły polecieli na Wyspy uczestniczyć w mistrzostwach świata juniorów, zaś na co dzień rywalizowali w nowo powołanej lidze ogólnopolskiej, do której w 1996 roku dołączył zespół z Bydgoszczy, BTS. To właśnie miasta, w których popularny był żużel, stawały się też areną zmagań w wyścigach rowerowych.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Podpisy pod umową złożone. Remont stadionu przy Piwnika-Ponurego zacznie się w sierpniu
Polacy szybko zaznaczyli swoją obecność na speedrowerowych arenach, odnosząc sukcesy w najważniejszych imprezach. A tymi podobnie jak w żużlu były mistrzostwa świata w odmianach indywidualnej, drużynowej i parami. W 1999 roku drużynowym mistrzem świata juniorów został bydgoszczanin – Karol Szymański, który później do swojej listy osiągnięć dopisał też m.in. mistrzostwa świata par i w drużynie czy indywidualne mistrzostwo Europy.
Zaczynał jako nastolatek w bydgoskiej lidze miejskiej. – Wtedy nie zaliczałem się do czołowych zawodników, raczej byłem średniakiem. Wiadomo, że starsi byli po prostu silniejsi. Ale ściganie i tak sprawiało wielką frajdę – wspomina. W pewnym momencie wyprowadził się do Wielkiej Brytanii i tam kontynuował swoją karierę.
Drużynowym mistrzem świata i Europy był za to Robert Bedra. On także zaczynał w lidze miejskiej. – Interesowaliśmy się wtedy żużlem, więc na podwórku ścigaliśmy się rowerami. Chyba na meczu Polonii z Apatorem ogłoszono nabór zespołów do ligi. Zebraliśmy ludzi z osiedla i tak powstała nasza drużyna – wspomina.
Bedra i Szymański jeździli w Polonii Przylesie. Tylko na tym osiedlu były trzy tory. W całym Fordonie, w którym występowała jeszcze między innymi drużyna Remdrog Fordon, było jeszcze kilka aren, a inne znajdowały się też na Jarach, Toruńskiej czy Czackiego. Od początku w lidze bydgoskiej brał udział Mustang Żołędowo, który podejmował rywali w Maksymilianowie. – Kiedyś, gdy odbywało się to jeszcze na dziko, to tory były na praktycznie każdym osiedlu. Zasady były podobne jak w żużlu, można było zgłosić się niezależnie od wieku i każdy jeździł na takim rowerze, jaki akurat miał – wspomina Bedra.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Czy fordoniacy chętnie korzystają z roweru miejskiego? Znamy statystyki dwunastu nowych stacji
Rower pozbawiony był ostrych części, hamulców i błotników, a zawodnik musiał mieć na sobie długi rękaw, rękawiczki i kask. – Początkowo zainteresowanie było duże. Mieliśmy tor przy Łochowskiego. Oczywiście niektórzy mieszkańcy narzekali, bo przecież się kurzyło, ale większość wychodziła na balkony i dopingowała – wspomina Bedra. Fordoniacy wspierali zawodników, chociaż na ich balkonach się kurzyło, a w ogródkach urządzano park maszyn. Dochodziło też do transferów, gdy np. drużyna, która wywalczyła awans do I ligi, postanowiła się wzmocnić.
Z czasem jednak moda na osiedlowe wyścigi minęła. – Był taki czas, że najpierw oglądało się Polonię, a potem ścigało na rowerach. Ale żużel w pewnym momencie zaczął upadać, a razem z nim speedrower – mówi Bedra. – Cała dyscyplina w mieście i w kraju szła bardziej w stronę profesjonalizmu, jeśli tak to można nazwać – dodaje Szymański. Obaj od kilku lat nie są już związani ze speedrowerem.
Gdy nadszedł czas profesjonalizacji, wprowadzono regulaminowe wymiary i zasady budowania torów. Dzięki temu obiekty przy Wiszniewskiego, Duracza i Czackiego mogły w 2004 roku gościć mistrzostwa Europy. Zmagania odbywały się wtedy też w Toruniu, Maksymilianowie i Ślesinie, gdzie przez pewien czas również funkcjonował zespół ligowy. W następnych latach bydgoszczanie ścigali się na Wyspach, a Brytyjczycy jeździli w Polsce. Na przykład jeden z najsłynniejszych zawodników w historii dyscypliny Steve Harris, który zdobywał punkty dla drużyny znad Brdy.
Coraz więcej zawodników przesiadało się na rowery stworzone pod kątem speedrowera i kupowało części od uznanych producentów jak Archie Wilkinson. Najlepsi zawodnicy mieli własne jednoślady, zaś kluby zapewniały sprzęt dla najmłodszych adeptów.
W roku bydgoskich mistrzostw Europy BTS zdobył jedyny w swojej historii tytuł drużynowego mistrza kraju, a Damian Zaręba zdobył srebro w rywalizacji indywidualnej. Później bydgoszczanie święcili też sukcesy na arenie międzynarodowej. Łukasz Nowacki najpierw zdobył tytuły mistrza świata w parach i drużynowo, aż w końcu został indywidualnym mistrzem świata. Mimo sukcesów speedrower, podobnie jak kilka lat wcześniej w wymiarze osiedlowym, tak teraz ogólnokrajowo przeżywał kryzys.
W 2009 roku siedzibę Polskiej Federacji Klubów Speedrowerowych przeniesiono do Bydgoszczy, ale obecnie próżno szukać klubu z naszego miasta w lidze. Gdy starsi zawodnicy zrezygnowali z jeżdżenia, BTS wycofał się z rozgrywek. Problemy spotkały też inne kluby.
– Na przykład Ostrów słynął kiedyś ze świetnego narybku, a teraz jest w gorszej sytuacji. Lepiej jest w Lesznie, bo tam dzieci nadal garną się do wyścigów – tłumaczy Laskowski, który do niedawna był selekcjonerem reprezentacji Polski. Tory przy Czackiego i Duracza już nie istnieją – zostały zlikwidowane, a na ich miejscu powstały bloki. Na torze przy Wiszniewskiego stara się szkolić nowe pokolenie zawodników. – Dla nich powołaliśmy kategorię żaków, czyli do 14. roku życia. 22 września odbędą się w Bydgoszczy mistrzostwa Polski w tej kategorii wiekowej. Ale taki boom jak kiedyś już pewnie nie wróci – kończy.